Dla Was piszę

31 sierpnia 2014

Tonik różany do cery suchej Martina Gebhardt

Koniec wakacji, koniec lata, koniec urlopu… Muszę Wam przyznać, że zupełnie nie mogę się pozbierać. Urlop miałam mieć dopiero w październiku. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystko się przesunęło na drugą połowę sierpnia. Stad moje milczenie na blogu. Czas jednak wrócić do codzienności. Do bloga także, bo jest on jej częścią.
Pierwszą powakacyjną notkę poświęcę Tonikowi różanemu do cery suchej Martiny Gebhardt.


Producent bardzo krótko charakteryzuje kosmetyk:
„Tonik odświeża, wzmacnia i łagodzi skórę suchą i wrażliwą. Woda różana działa antyalergicznie.
Regularnie stosowane, kosmetyki z różanej linii MARTINA GEBHARDT łagodzą podrażnienia, wygładzają, nawilżają, przywracają elastyczność i harmonizują skórę, zapobiegając powstawaniu przedwczesnych zmarszczek.


Skład: woda, alkohol°, wyciąg z kwiatów róży damasceńskiej, wyciąg z owoców dzikiej róży*, wyciąg z kwiatów hibiskusa°, hydrolat kwiatów oczaru wirginijskiego°, esencja spagiryczna (z wyciągu z róży damasceńskiej°, złota, srebra, siarki), olejek z kwiatów róży damasceńskiej*, cytronelol**, geraniol**.


 Skład INCI: Aqua (Water), Alcohol°, Rosa Damascena (Rose) Flower Extract°, Rosa Canina (Rose Hips) Fruit Extract*, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract°, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Flower Water°, Spagyrische Essenz (von Rosa Damascena (Rose) Extract°, Aurum, Argentum, Sulfate), Rosa Damascena (Rose) Flower Oil*, Citronellol**, Geraniol**.
 ° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** komponenty naturalnych olejków eterycznych.”


Moja opinia:
Już same zdjęcia mówią za siebie. Nie jednej już butelki zawartość skończyła na mojej twarzy. Wielokrotnie wspominałam, że lubię różane kosmetyki. Różane esencje służą mojej cerze. Producent rekomenduje serię różaną dla cery suchej. Ja mam cerę mieszaną i uważam, że róża także mojej cerze dobrze służy. Kiedyś częściej sięgałam po prosty hydrolat różany. Z biegiem czasu jednak sięgam po bardziej złożone kosmetyczne kompozycje. 


W toniku tym oprócz wody różanej mamy także hydrolat oczarowy.  Jest to jeden z hydrolatów o silniejszych właściwościach antyoksydacyjnych i przeciwzapalnych. Woda oczarowa znajduje także zastosowanie w pielęgnacji cery naczynkowej. Na skórę działa ściągająco, antybakteryjnie i łagodząco. Wzmacnia i zwęża naczynka. Reguluje pracę gruczołów łojowych, zmniejszając produkcję sebum. W składzie toniku znajdziemy także wyciąg z kwiatów hibiskusa.  Pielęgnacyjne właściwości zawdzięczamy przede wszystkim kwasom organicznym oraz witaminie C. Ich zawartość chroni skórę przed powstawaniem “pajączków” i wzmacnia ścianki naczyń krwionośnych. Wyciąg z hibiskusa działa ujędrniająco, łagodząco i zmiękczająco. Tyle o dobroczynnych składnikach. Producent nie bał użyć się w tym toniku alkoholu. Ja go nie wyczuwam. Tonik ten nie wysusza skóry. 


Mam dość dziwną pielęgnacyjną regułę. Toników z alkoholem używam do porannej pielęgnacji. Te wolne od alkoholu zostawiam na wieczór. Alkoholowe toniki w moim przypadku sprawiają, że skóra lepiej wchłania nawilżające kremy. Sprawiają także, że stosowany podkład pod makijaż lepiej stapia się ze skórą. Pisząc o tym toniku nie sposób pominąć zapach. Najpierw poleciłabym ten tonik osobom, które nie lubią różanych zapachów w kosmetykach. Dlaczego? Róża u Martiny Gebhard nie jest jarmarczna, odpustowa i nachalna. To delikatna i subtelna królowa kwiatów. Nie sposób nie ulec jej urokowi. A te z Was które kochają róże w kosmetykach nie powinny przejść obojętnie, bo to w mojej ocenie jeden z najlepszych naturalnych toników dostępnych na rynku. Moje kosmetyki Martiny Gebhardt kupuję w Green Line (klik). Zawsze świeże, z długim terminem przydatności. 


Na stronie sklepu znajdziecie informacje na temat esencji sparygicznych będących podstawą w kosmetykach tej marki (klik).
Przyznam, że zebrałam już sporą kolekcję białych, szklanych butelek. To dowód na to, że tonik podbił moje serce. A właściwie cerę. Z pewnością jeszcze będę wracać do toniku różanego. Będę Wam o nim przypominać w moich denkach.

Lubicie róże w kosmetykach? Znacie kosmetyki marki Martina Gebhardt? Jakie różane kosmetyki innych marek możecie polecić?


15 sierpnia 2014

Balsam do rąk zniszczonych - Szybka Regeneracja z Pachnącej Krainy

Moja praca zmusza mnie do wyjątkowego dbania o skórę rąk. Czasami jest lepiej, czasami gorzej. Wszystko zależy od tego jak długo na dłoniach muszę mieć rękawiczki lateksowe lub nitrylowe. Kremów do rąk zużywam bardzo dużo. Zmieniam je często. Moja skóra szybko przyzwyczaja się do kosmetyku i wtedy odnoszę wrażenie, że działanie jest słabsze. Z reguły po krem do rąk, który mi odpowiada sięgam ponownie po dwóch-trzech miesiącach przerwy.
Wtedy kiedy dłonie mam bardziej zniszczone sięgam po „mocne” kremy. Jednym z takich moich silnych „naprawiaczy” skóry dłoni jest Balsam do rąk zniszczonych – Szybka Regeneracja z Pachnącej Krainy.
Na stronie Pachnącej Krainy (klik) przeczytacie o właściwościach tego balsamu.


Moja opinia:
Formuła tego balsamu oparta jest na bazie masła z mango.
Masło z mango otrzymuje się z pestek owoców Mangifera Indica. Ma żółtawy odcień, półtwardą konsystencję, jest bez zapachu. Zawiera witaminę B, C, E, karoteny, antyoksydanty (mangiferyna, gallotanina) oraz kwasy tłuszczowe (stearynowy, oleinowy, palmitynowy i linolowy). Zawiera również, substancje zbliżone budową do filtrów anty-UV, które pełnią funkcję naturalnego filtra przeciwsłonecznego.


Na stronie sprzedawcy nie znajdziemy składu tego balsamu. Zapytałam więc o niego. Otrzymałam odpowiedź, że w składzie znajduje się jeszcze olej babassu oraz dla zapachu olejek perfumowany pierwiosnkowy. I to wszystkie składniki.
Babassu to egzotyczna palma Atalia, dziko rosnąca lub uprawiana w Afryce i w Brazylii. Olej tłoczony z nasion zawiera kwasy tłuszczowe (oleinowy ,mirystynowy, laurynowy, palmitynowy, stearynowy, linolowy). Kwasy tłuszczowe stanowią 70% składu babassu.

Babassu pobudza skórę do odnowy i produkcji komórek, ponieważ dostarcza jej fitosteroli. Dzięki dużej zawartości witaminy E działa jak silny zastrzyk anti aging dla skóry. Olej dzięki swojej delikatnej konsystencji szybko się rozprowadza, błyskawicznie wchłania. Zmiękcza skórę, czyni ją delikatną i zabezpiecza przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych.
Balsam zamknięto w małym (60 ml) plastikowym farmaceutycznym pudełku z pokrywką i pierścieniem zabezpieczającym. 


Mamy więc pewność, że nikt przed nami nie zaglądał do kosmetyku. Etykieta na opakowaniu zawiera tylko nazwę produktu. Wielka szkoda, że nie mamy informacji o składzie, terminie przydatności oraz producencie.

A sam balsam? Dla mnie to koło ratunkowe. Białe mazidło dobrze się wchłania, pozostawia na skórze delikatnie wyczuwalny film, ale nie czyniąc jej tłustej. Doskonale nawilża, regeneruje naskórek. Leczy spękania i drobne ranki. Pachnie kwiatowo, delikatnie. Niezbyt grubą warstwę balsamu nakładam na noc, masuję dłonie kilka minut do wchłonięcia. Już rano dłonie wyglądają lepiej. Z reguły po kilku dniach kiedy następuje poprawa odstawiam ten balsam i używam lekkich kremów. A jak znowu jest gorzej wracam do niego. Bardzo lubię kosmetyki, które w swoim składzie nie mają wody. Moja skóra takich potrzebuje. Balsam jest wydajny. Mam za sobą cztery regeneracyjne cykle i nadal połowę balsamu w pudełku.

Uważam, że do dobry kosmetyk dla zniszczonych, spracowanych dłoni. Byłoby rewelacyjnie gdyby dystrybutor oprócz bogatych informacji na stronie internetowej  zamieścił także informacje o składzie na etykiecie.  Lubicie kosmetyki o prostym, nieskomplikowanym składzie?


14 sierpnia 2014

Jeszcze raz o mydle błotno-solnym

Jak wiecie należę do dociekliwych blogerek. Pytam, pytam i jeszcze raz pytam. Nie lubię pozostawać z wątpliwościami. Zapytałam więc Firmę White Flower's o kilka kwestii związanych ze zmianą formuły mydła błotno-solnego. Otrzymałam taką odpowiedź:

"Oświadczenie firmy White Flower.
Niektórzy specjaliści od marketingu i reklamy twierdzą, że w dzisiejszych czasach mniej ważne jest to co się mówi, ważniejsze jest aby w ogóle mówiono o zjawisku , które chce się wypromować. Drugim narzędziem stosowanym współcześnie jest wywołanie skandalu, wtedy łatwiej przebić się poprzez ten reklamowy szum informacyjny, jaki otacza nas zewsząd. Mogłoby się więc wydawać, że zamieszanie,  jakie powstało w procesie wprowadzania mydła błotno-solnego w nowej formule wpisuje się w tak pojmowane metody promocji i reklamy. Chcemy więc w tym miejscu oświadczyć z całą mocą, że obie te metody są z gruntu obce filozofii działania firmy White Flower i zapewne zdecydowanej większości szanujących się blogerek.
W naszej działalności stawiamy przede wszystkim na jakość i naturalność naszych produktów, nie będziemy się nigdy wspierać nieformalnymi i niejasnymi działaniami.
Z pewnym więc smutkiem obserwujemy, ze mimowolnie staliśmy się powodem niesnasek  środowiskowych w sytuacji, kiedy chcieliśmy po prostu ulepszyć nasze mydło…
Tym bardziej, że cała sytuacja jest wynikiem, jak to często bywa zwykłego nieporozumienia, pewnej koincydencji zdarzeń.
Rzeczywiście, nad zmianą formuły mydła błotno-solnego pracowaliśmy już od pewnego czasu, trendy nie tylko w kosmetyce są jednoznaczne, eliminacja tłuszczu zwierzęcego i zastąpienie go składnikami pochodzenia roślinnego wydawały nam się nieuchronne.  Choć nie bez pewnych wątpliwości, z uwagi na fakt, że mydło w starej formule po prostu działało, tłuszcz pochodzenia zwierzęcego również jest składnikiem pochodzenia naturalnego, i stosowany był przecież w tej roli od wieków. Wiadomo również , że lepsze jest wrogiem dobrego, więc wszelka zmiana niesie ze sobą pewne ryzyko. Pozyskiwanie zaś tłuszczu zwierzęcego odbywa się niejako „przy okazji”, nie zabija się zwierząt tylko dla pozyskania tłuszczu, choć to jak traktujemy zwierzęta, naszych „braci mniejszych”, niejednokrotnie budzi nasz wewnętrzny opór i sprzeciw, jest to jednak temat na oddzielny post i dyskusję.
W tej sytuacji obiektywna i profesjonalna recenzja naszego mydła, jeszcze w starej formule, zamieszczona przez Angel, rozwiała ostatecznie nasze wątpliwości i utwierdziła nas w przekonaniu co do słuszności przyjętych zmian. Wkrótce po tej notce wysłaliśmy do Rossmanna większy transport nowego mydła, i dopiero wtedy więc zdecydowaliśmy się na jego prezentację.
Wysyłając Angel po raz wtóry nowe mydło użyliśmy niestety nieprecyzyjnego sformułowania, z którego można było wysnuć mocniejszy wniosek, ten właśnie, który stał się przedmiotem nieporozumienia. Jak to jednak często bywa, pewne rzeczy stają się widoczne dopiero z perspektywy czasu, obieg informacji w przypadku słowa pisanego jest wolniejszy i to generuje niejednokrotnie nieporozumienia co do intencji stron dyskusji.
Na koniec jeszcze uwaga, Wasze opinie są dla nas naprawdę ważne, Wasze recenzje będą zawsze istotnym źródłem informacji zwrotnej o naszych produktach, również te krytyczne, choć tych, mamy nadzieje, będzie zdecydowanie mniej. 

Z pozdrowieniami

Zespół White Flower"

I to tyle w sprawie. 

11 sierpnia 2014

Projekt Denko - lipiec 2014

Tak sobie myślę, że pielęgnacyjny ideał osiągnę wtedy, kiedy będę Wam pokazywała tylko denka. Żadnych nowych kosmetyków, sprawdzone receptury. Coś jednak czuję, że aż tak to się nie da. Chociażby wczoraj.  Robiłam sobotnie zakupy. Objuczona jak wielbłąd pognałam na parking, patrzę jeszcze 15 minut. Przypomniałam sobie o papierze toaletowym. A że zaparkowałam blisko Natury to jak znalazł. Wchodzę, biorę koszyk i już od samego wejścia rzuciła się na mnie marka Loton ze swoimi olejami Body & Spa. Opanowałam się na tyle, że wzięłam tylko kokos, odstawiając argan i makadamię grzecznie na półkę. Ale zasadę złamałam. Mam jeszcze zapas olejów do włosów. Trochę sama siebie tłumaczę tym, że przecież jeden olej wykończyłam. Staram się jak mogę, a wychodzi jak zwykle.  Ot takie moje dywagacje w temacie denka.



A oto co zużyłam:

Rozpocznę od makijażu. Odnoszę wrażenie, że kolorówka nigdy się nie kończy.
1. Lavera Puder sypki transparentny Trend Sensitiv Lavera – mój zdecydowany faworyt. Towarzyszy mi od bardzo dawna. Nie mam ochoty na inny. Po co szukać jak znalazło się ideał? Recezję przeczytacie tutaj. W tym roku Lavera zmieniała opakowanie tego pudru. Z 10 g zrobiło się 8 g. Na szczęście cena też jest niższa. Może będzie recenzja na bis?


Upalne lato sprawia, że częściej odświeżam twarz tonikami i hydrolatami.

2. Martina Gebhardt – Rose Tonik różany dla cery suchej. Cenię sobie wodę różaną. To jednak nie jest zwykła woda  różana. Bogaty skład sprawia, że lepiej działa niż zwykły. Fantastyczny tonik. Wiem, że już dawno obiecałam recenzję. Dodam, że to nie pierwsza butelka jaką zużyłam. I  nie ostatnia.  Tonik ten to podstawa mojej pielęgnacji. Oczywiście czeka na recenzję.



3. Flora Natura – Woda z oczaru wirginijskiego bio. Oczar swoimi właściwościami dużo dobrego czyni mieszanej cerze. Spryskiwałam tą wodą twarz najczęściej rano. Dawała nawilżenie i strefę T trzymała w ryzach.  Z chęcią kupię jeśli upolują na promocji. 60 zł to trochę dużo jak za 100 ml. Recenzji brak.

Pielęgnacja twarzy jest u mnie raczej skromna. Na dzień krem, na noc olej.
4. KIVVI - 24h fluid nawilżający z ekstraktami ogórecznika i mandarynki. Ultralekki fluid. Doskonale sprawdzał się w upały. Producent poleca ten fluid także na noc. Dla mnie na noc jest za słaby. Pod makijaż w sam raz. Recenzji brak.


5. Ikarov - Olejek anty-age do cery mieszanej. Lubię markę Ikarov. Ostatnio sporadycznie trafiam na recenzje z udziałem kosmetyków tej marki.  Temu olejkowi dużo zawdzięczam. Stoi on na straży normalności mojej cery.  Pewnie za czas jakiś znowu pojawi się pusta buteleczka. Ten kosmetyk także na stałe wpisał się w moją pielęgnację. Recenzję przeczytacie tutaj.

Mycie – ciała, twarzy idt. Niezmiennie towarzyszy nam mydła, chodź i żel się pojawił.

6. Savon du Midi. W lipcu nasze ciała rozpieszczały zioła prowansalskie, geranium i wetiweria. Mydła Savon du Midi to stali bywalcy mojej łazienki. I tak już zostanie.  Recenzja tutaj.



7. Cukrowym żelem do mycia ciała Phenome. Lipcowe upały sprawiały, że ciągle chciało się siedzieć pod prysznicem. Najlepszy żel dop prysznic jaki miałam. Delikatność to jego główna cecha. Dostałam go w gwiadkowym prezencie. Chcę jeszcze! Recenzji brak.

8. So Bio Etic – Jedwabisty krem do mycia twarzy z oślim mlekiem. Dobry kosmetyk do mycia twarzy. Nie wysuszał, nie podrażniał, radził sobie z makijażem. Dobry skład i przyjemny zapach. Może jeszcze u mnie zawita. Ma już następcę. Recenzji brak.


9. Provida Organics – Peeling z pumeksem do stóp i dłoni.  Kolejne opakowanie zużyte. Bardzo lubię ten kosmetyk. Moje stopy mają prawdziwego przyjaciela. Recenzji oczywiście brak.

W upały ograniczam stosowanie wód toaletowych. Pachnący dezodorant wystarczy.

10. Logona – Dezodorant z szałwią i czerwonymi winogronami Mediterran. Służył mi do odświeżania się w pracy. Działanie bez zarzutu, ale zapach nawet zbyt słodki jak na mnie. Recenzji brak.



Na koniec pozostają włosy.

11. Lavera – Fluid z bio-róża do końcówek włosów. Moje włosy nie potrafią bez niego funkcjonować. Mój absolutny hit. Recenzję przeczytacie tutaj.


12. Alverde – Olejek do włosów Migdały-Argan. Moja wygrana w Zielonym Koszyczku. Dobrze służył moim włosów. Jeśli gdzieś znajdę to pewnie kupię. Pełnej recenzji brak.

Tak oto wygląda moje lipcowe denko. Znacie wymienione kosmetyki? Który zainteresował Was najbardziej?

10 sierpnia 2014

Coconut oil Loton Spa & Beauty

Zanim pokażę Wam moje lipcowe denko chciałabym pokazać co ostatnio kupiłam. Złamałam się, nie powinnam kupić tego kosmetyku. Wbrew  Projktowi Denko. Mam przecież spory zapas olejów do włosów. Wczoraj robiąc zakupy weszłam do Natury po papier toaletowy. A wyszłam dodatkowo z Coconut Oil z serii Loton Spa & Beauty.  


Powiem Wam, że dla mnie marka Loton to zupełna tajemnica. Pokazując mojej Mamie zakupy ta wprawiła mnie w osłupienie. Mówi tak: „O Loton, widzę, że wciąż robią kosmetyki do włosów.”. Okazuje się, że nasza rodzima marka jest na rynku od lat 50-tych ubiegłego stulecia. Mnie cieszy fakt, że mogłam kupić rodzimy kosmetyk, który wpisuje się swoim składem w moją naturalną pielęgnację. 


Jak się będzie sprawował ten złoty medalista na włosach czas pokaże. Oczywiście nie wytrzymałam i już  użyłam. Nałożyłam olej wczoraj wieczorem na całą noc. Rano było mycie.  Dodam tylko, że był jeszcze olej arganowy i makadamia. Włosomaniaczki mogą więc wybierać. Za olejek zapłaciłam 14,99 zł (pojemność 125 ml). Używałyście może już tych kosmetyków?


7 sierpnia 2014

Z blogowego życia ... Kto z kogo robi wariata?

W blogowym życiu dużo się dzieje. Dzisiaj natrafiłam na notkę Angel na temat mydła błotno-solnego firmy White Flower’s (klik). Muszę przyznać, że cała sytuacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie przypuszczałam, że siła oddziaływania blogerki może być tak ogromna. Firma wzięła pod uwagę krytyczną opinię blogerki i zmieniła formułę kosmetyku. Wielki sukces! Tak sobie pomyślałam na początku. Oczywiście pogratulowałam Angel. Nie ja jedna zresztą. To budujące dla świata blogerek. Liczą się z nami! Pod notkami lubię czytać komentarze. I popatrzcie co napisała Weronika Woźniak. 


 Oniemiałam! Weronika już w połowie czerwca miała mydło o nowej formule. Pytam więc kto z kogo robi wariata? Nie uważacie, że ktoś z kogoś mocno zakpił? 
Myślę, że Angel dostała do testów mydło w starej wersji. Firma zorientowała się co nastąpiło. Pewnie niezbyt spodobała się jej negatywna opinia o mydle. Zdecydowała się na ponowną wysyłkę. Tym razem mydła w nowej, ulepszonej formule. A Angel? Chyba zbyt szybko wyciągnęła wnioski. W mojej ocenie nie ma co ogłaszać blogowego cudu. To nie pod wpływem Angel firma zmieniła skład mydła. NIc szczególnego nie wydarzyło się w przeciągu dwóch tygodni. Żaden cud. Angel tylko dostała do testów mydło w starej i nowej formule. A sama firma? Czytając komentarze pod notką u Angel widać, że firma zyskała uznanie swoją postawą zmieniając formułę mydła pod wpływem opinii blogerki. A może to marketing? Jeśli tak to tylko pogratulować pomysłu. W życiu wszystko ma swoją cenę. Dobry pomysł przede wszystkim. Co sądzicie o całej sprawie?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...